
Coś co najbardziej zauroczyło mnie w tej całej zabawie to
forma odtwarzania dźwięków zapisanych w nierównej linii, która wprowadzając w
drganie igłę przekazując te drgania przez system skomplikowanych ustrojstw
elektromechanicznych, daje niesamowity efekt końcowy w postaci drgań membran głośników
wydających przyjemne dla ucha dźwięki. Cały ten sposób przygotowania do odsłuchiwania
nagrań, od wyjęcia płyty, której sam rozmiar zmusza do dłuższego zastanowienia
się nad formą nośnika oraz jego zawartością, poprzez proces uruchomienia urządzenia
grającego, który należy wykonywać z delikatnością i swego rodzaju czułością tak
aby nie uszkodzić żadnego z istotnych elementów gramofonu. To wszystko sprawia,
że wprowadza to swego rodzaju rytuał, który w moim przypadku zmusza mnie do większego
skupienia i odnajdywania wielkiej przyjemności przy muzyce, na którą normalnie
nie zwrócił bym uwagi, gdyby leciała gdzieś tam w radioodbiorniku. Dlatego też
tak chętnie kupuję płyty wykonawców, których twórczość jest mi mniej znana.
Pozwala mi to często na przyjemne zaskoczenie, które jest niesamowitym impulsem
do poszerzania swoich zainteresowań muzycznych. Przykładem takiej płyty jest
album Raula Gomeza z 1977 roku wydany przez kubańską wytwórnie płytową Areito. Nie jestem w stanie
zbyt wiele napisać o samym wykonawcy, ale utwory z tej płyty kojarzące mi się z
oprawa muzyczną kronik filmowych z lat 70 - tych wprowadziły mnie w przyjemny
stan relaksu, którym chciałbym się z państwem podzielić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz