niedziela, 12 kwietnia 2015

Kuba wyspa jak wulkan gorąca.


 Coś co najbardziej zauroczyło mnie w tej całej zabawie to forma odtwarzania dźwięków zapisanych w nierównej linii, która wprowadzając w drganie igłę przekazując te drgania przez system skomplikowanych ustrojstw elektromechanicznych, daje niesamowity efekt końcowy w postaci drgań membran głośników wydających przyjemne dla ucha dźwięki. Cały ten sposób przygotowania do odsłuchiwania nagrań, od wyjęcia płyty, której sam rozmiar zmusza do dłuższego zastanowienia się nad formą nośnika oraz jego zawartością, poprzez proces uruchomienia urządzenia grającego, który należy wykonywać z delikatnością i swego rodzaju czułością tak aby nie uszkodzić żadnego z istotnych elementów gramofonu. To wszystko sprawia, że wprowadza to swego rodzaju rytuał, który w moim przypadku zmusza mnie do większego skupienia i odnajdywania wielkiej przyjemności przy muzyce, na którą normalnie nie zwrócił bym uwagi, gdyby leciała gdzieś tam w radioodbiorniku. Dlatego też tak chętnie kupuję płyty wykonawców, których twórczość jest mi mniej znana. Pozwala mi to często na przyjemne zaskoczenie, które jest niesamowitym impulsem do poszerzania swoich zainteresowań muzycznych. Przykładem takiej płyty jest album Raula Gomeza z 1977 roku wydany przez kubańską wytwórnie płytową Areito. Nie jestem w stanie zbyt wiele napisać o samym wykonawcy, ale utwory z tej płyty kojarzące mi się z oprawa muzyczną kronik filmowych z lat 70 - tych wprowadziły mnie w przyjemny stan relaksu, którym chciałbym się z państwem podzielić.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz